niedziela, 9 grudnia 2012

Świąteczny czas, czyli małe DIY


Uwielbiam grudzień, pierwsze przymrozki, pierwszy śnieg, kolędy i wszechobecną świąteczną atmosferę! Od kilku lat uwielbiamy z moją mamą ozdabiać Nasz dom: światełka, świeczniki, jemioły, bombki, kokardy, szklane cudeńka- to Nasz żywioł! Chciałabym Wam dzisiaj przedstawić prosty sposób na zrobienie świątecznego świecznika. Ostatnio mam bzika na punkcie orzechów i wykorzystuje je w każdej wymyślonej dekoracji- więcej poniżej:


    Potrzebujemy: szklanego naczynia (np. wazonu), różnych
orzechów, świeczki i kawałka koronki.
Wypełniamy szklane naczynie różnymi orzechami,
a na samą górę wkładamy świeczkę.
Jeszcze tylko ozdobna koronka i ... gotowe!
A to już efekt końcowy :)


piątek, 30 listopada 2012

Moja pierwsza Pandora

Jak spędzacie Andrzejki? Nie jestem szczególną zwolenniczką zabaw andrzejkowych i już dawno wyrosłam z lania wosku, przebijania papierowego serca igłą itp., aczkolwiek wspominam to wszystko z lekkim uśmiechem :)

Chciałam Wam dzisiaj pokazać mój ostatni nabytek- bransoletkę PANDORA. Długo się nad jej zakupem zastanawiałam. Nie przekonuje mnie idea zbierania i kolekcjonowania wkrętek, kamyczków, stoperów i innego rodzaju gadżetów, za to przekonuje mnie gruba, srebrna bransoletka, która nie potrzebuje już żadnych dodatków- sama w sobie jest elegancka i jak dla mnie zastępuje potrzebę przywdziana kolczyków, łańcuszka i zegarka, co bardzo mi odpowiada. Co więcej, moja kochana Mama zdecydowała się sprawdzić radość swojej córce właśnie taką oto biżuterią. Same powiedzcie- czy mogłam odmówić? :)





Bransoletka w całej okazałości






czwartek, 29 listopada 2012

Miej trochę wiary

Nie przepadam za czwartkami. W czwartki muszę spędzić prawie sześć godzin w pociągach żeby dotrzeć na szkolenie aplikantów notarialnych. Kiedyś nie potrafiłam w nich spać, ale na moje szczęście już opanowałam tę sztukę ;) Obecnie podróże PKP kojarzą mi się głównie z drzemaniem i czytaniem książek. Dzisiaj z racji czwartku oraz podróży pociągiem chciałabym Wam przedstawić pewną książkę.

Na początku tej mini recenzji chciałabym Wam wyjaśnić, że rzadko zdarza mi się pokochanie książki od samego początku. Dobrze wiem, że czasami trzeba przebrnąć przez "rozkręcający" się początek, żeby odkryć prawdziwą literacką perełkę.

Rozpoczynając od dzisiejszego czwartku, przez najbliższy czas towarzyszyć będzie mi w podróżach książka Mitcha Albom'a "Miej trochę wiary". Autor ten nie jest mi do końca obcy, ponieważ wcześniej przeczytałam już "Jeszcze jeden dzień".

Miej trochę wiary ma być książką o celu życia, utracie wiary i odkrywaniu jej na nowo- brzmi poważnie prawda? Zapewniam Was, że Mitch Albom radzi sobie z tak ciężkimi tematami jak życie, ból, wiara i śmierć  w bardzo przystępny sposób.

Historia opisana w książce przydarzyła się samemu autorowi. Choć wychowany w wierze, w dorosłym życiu ją porzucił. Po latach na swojej drodze spotyka dwóch niezwykłych mężczyzn. Albert, sędziwy rabin, prosi pisarza o ... wygłoszenie mowy pogrzebowej, gdy przyjdzie na niego czas. Henry, pastor o burzliwej przeszłości, szuka pomocy dla bezdomnych. Obcowanie z tymi ludźmi, wyznającymi różne religie, przynosi zaskakujące rezultaty. Muszę przyznać, że książka zauroczyła mnie dokładnie od swojej 23 strony, gdzie autor napisał:


" Nie prosiłem Boga o wiele, uznałem więc, że skoro nie robię nikomu krzywdy, Bóg także wiele ode mnie nie wymaga. Zawarliśmy coś w rodzaju paktu, przynajmniej w mojej głowie: "Ty podążasz swoją drogą, a ja swoją".

Te kilka zdań idealnie definiuje moje podejście do Boga i jeszcze nigdy, żaden pisarz tak trafnie i dosłownie nie opisał swoich doświadczeń, które byłyby tak zbliżone do moich. W każdym razie wiem na pewno, że ta książka będzie bardzo inspirująca i skłoni mnie do wielu głębszych przemyśleń. Jeżeli Wam też nie po drodze jest z wiarą, religią i Bogiem to gorąco polecam tę lekturę:)

                                                                                                                                                                                                          



wtorek, 27 listopada 2012

Czas zacząć


Idea założenia bloga chodziła za mną już od jakiegoś czasu. Nie jest to jakaś fanaberia. Od dawna lubię czytać i śledzę dużo polskich i zagranicznych blogów. Najbardziej lubię te o codziennym życiu: o gotowaniu, zakupach, filmach, dobrych książkach. Mam nadzieję, że uda mi się dorównać w prowadzeniu własnego miejsca moim ulubionym blogerkom, które podziwiam za pasję i ciężką prace. Będzie tutaj o wszystkim po trochu- zostaniecie ze mną na dłużej? :)

Na dobry początek -> dobra melodia!